Hau, Przyjaciele!
Tak jak zapowiedziałem, tak jak postanowiłem żadnego św. Mikołaja do naszego domu nie wpuściłem. Jednak rodzina chyba nie miała do mnie zaufania, bo spali jakoś niespokojnie. Pani wyszła z łazienki ostatnia i przed wejściem pod kołdrę zajrzała do dzieci, coś im tam wpychając pod poduszki. Wyciągnąłem mój czujny nos i wywęszyłem słodycze. Cudowny zapach zaprowadził mnie do Kuby, któremu wyjąłem spod poduchy pysznego batonika. Pani usłyszała, że coś szeleści, obudziła Pana, bo się chyba wystraszyła. Wpadli razem do kuchni i w śmiech. "Wywęszyłeś Mikołaja?"- usłyszałem. Jakiego Mikołaja? Na szczęście nie mieli do mnie zbytnich pretensji, tylko teraz z kolei Pan zajrzał do dzieci i też coś wkładał pod poduszki, a w tym czasie Pani poklepywała dziwnie podniesioną poduchę męża. No i znowu śmiech, bo to była książka i jakieś pudło z narzędziami. Pani zawołała mnie do kuchni i wręczyła prasowaną śliczną kość, a gdy wróciła, to rzuciła się na swoją poduszkę, spod której wyjęła torebeczkę z perfumami. Brrr, jak ja nie lubię perfumowania. Ale nie narzekam, bo mam kość, a do tego mętlik we łbie, bo nie do końca rozumiem, czy u nas był św. Mikołaj, czy też nie. Cześć. Tobi.