Hau, Przyjaciele!
Zaraz po lekcjach Paulina zapięła mnie na smycz i zamiast na pola wyruszylismy w stronę ryneczku. Och, ile tam fascynujących zapachów. Zaczęły się problemy, bo ja wciąż przystawałem, a im bardziej mnie pospieszała i szarpała, tym wiekszą miałem ochotę na wąchanie. Potem musiałem czekać pod różnymi sklepami, ale nie narzekam, bo miasto jest takie ciekawe i pachnące. Niestety, za tę ciekawą wyprawę zapłaciłem myciem brzucha i łap. Z tego powodu nie lubię listopada. No, chyba, że jest śnieg, ale podobno nie ma nadziei, że znowu spadnie. Gdy się wysuszyłem, to Pani z Pauliną ozdabiały już kupiony przez nas wieniec adwentowy, doczepiały świeczki i planowały pieczenie pierników. Temat tak ciekawy, że nawet nie gniewałem się zbyt długo o kąpiel. Kuba wrócił zasapany z kościoła, bo razem ze starszymi ministrantami mocowali wielki wieniec. Niestety, ja go nie zobaczę. Trudno, przyzwyczaiłem się już do różnych niesprawiedliwości. Cześć. Tobi.