Hau, Przyjaciele!
Ciężki dzień za mną. Rodzina już rano wsiadła w samochód i tyle ich widziałem. Nawet pani Maria po mnie nie przyszła. Mogłem smętnie spoglądać przez okno na tłumy idące w kierunku cmentarza, obładowane kwiatami i torbami pełnymi zniczy. Około południa drzwi otworzyła mi nasza młoda sąsiadka i zaprosiła na spacer. Pogoda dopisywała, więc miałem ochotę na biegi. Niestety, najpierw pan Bartek trzymał mnie krótko na smyczy, bo ruch dzisiaj na naszych ścieżkach niemały. Wiadomo, kierunek cmentarz. Ale na polach zostałem uwolniony i nieźle się wybiegałem ścigając wszystkich wymyślonych wrogów, którzy mogliby zagrażać małemu dziecku ukrytemu w brzuchu pani Kasi. Niestety, nagle dojrzałem kawałek padliny, a wtedy tracę wszelki rozsądek i muszę się wytarzać. No i wyprawa skończyła się kąpielą w łazience naszych sąsiadów. Fatalnie. Byłem z tego powodu zły, ale gdy moja rodzina wróciła, cały żal minął. A dzisiaj po powrocie z cmentarza rodzice zabrali mnie na daleki spacer, zaś dzieci wściekłe siedziały nad zadaniami. Podobno przed nimi cięzki tydzień, pełe klasówek, kartkówekk i czegoś tam jeszcze. Dobrze, że jestem psem. Cześć. Tobi.