Hau, Przyjaciele!
Paulina i Jadzia wróciły ze szkoły bardzo wzburzone. Lubię, gdy roznoszą je emocje, bo dorośli już dawno doradzili im, by w takich przypadkach wychodziły ze mną na daleki, szybki spacer. Jak one się denerwowały, omawiając jakąś kolejną klasową aferę! Próbowałem przez chwilę nadążać za tokiem ich rozmowy i zrozumieć, co która koleżanka na temat innej powiedziała, ale mój psi łeb nie był w stanie tego ogarnąć. Zresztą, po co? Dokoła tak piękny i bogaty w kolory świat! Zapachy jesieni wprost uderzały w nos. No i w pewnym momencie, gdy stanęliśmy na szczycie Żołędziowej Górki, dziewczyny doszły do tego samego wniosku. Uznały, że październikowy, ciepły, słoneczny dzień jest fantastyczny. Zostawiły plotkowanie, biegaliśmy w górę i w dół, a potem zbierały żołędzie do reklamówki. To będzie karma na zimę dla leśnych zwierząt. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Czy nie lepiej zająć się kupnem karmy dla pewnego uroczego pieska o imieniu Tobi? Bo jeśli spadnie dużo śniegu i samochody nie będą jeździły, to co ja będę jadł? Czy jakiegoś leśniczego będzie to obchodziło? Czy one zawsze muszą się zajmować wszystkimi? Nie wystarczam ja, Tobi?