Hau, Przyjaciele!
Wczoraj nawet nie zbliżyłem się do komputera. Od samego rana wszyscy pomagali nowym lokatorom urządzić się w maleńkim mieszkanku, które powstawało na poddaszu. Był tam pięknie wyremontowany pokój po Hani, a teraz z godziny na godzinę powiększała się przestrzeń, która już nie będzie dla mnie i dla Funi. Ale zanim zamknęły się późnym wieczorem drzwi, to stara kocica i ja czuwaliśmy nad każdym krokiem ekipy budowlanej. Tylko pani Kasia, chociaż to będzie jej mieszkanie, niezbyt przykładała się do pracy. Dosyć szybko zniknęła u najstarszej sąsiadki, trochę pomagała jej w gotowaniu, ale głównie to siedziała. Jeszcze trzymała nogi na krześle i tak dziwnie masowała się po dosyć dużym brzuchu. Potem wszyscy usiedli przy wielkim stole w kuchni pani Marii, by coś przekąsić. Znowu na okrągło opowiadali o dziecku. Zdenerwowany tym, że nie wiem, o co chodzi, wspiąłem się na kolana młodej sąsiadki i nagle....ojej....jej brzuch gwałtownie zafalował! Szczeknąłem ze strachu, ale teraz dopiero odezwał sie we mnie instynkt śledczego- co to było? Wszyscy się śmiali, wołali: "szukaj, Tobi, dzidziusia". Coś czuję, że tajemnica wiążę się z panią Kasią. Śledziłem ją do wieczora, ale narazie dziecka nie wytropiłem. Cześć. Tobi.