Hau, Przyjaciele!
Byłem już dwa razy na mszy! Bo przecież trudno mnie wyrzucić, gdy Eucharystia odprawiana jest na górskiej polanie, a ołtarz chłopcy budują z górskich kamieni. Wiadomo, że jeśli św. Stanisław towarzyszy nam od pierwszego dnia wędrówki, to msza musi być. A potem wyruszyliśmy w daleką trasę na Przegibek. Ponieważ nasz patron musiał z Wiednia uciekać i ukrywać się przed pościgiem, dlatego po drodze były też zabawy w podchody. Ksiądz i ja byliśmy drużyną brata św. Stanisława- Pawła, który ścigał chłopaka, prawie go dogonił, ale nie poznał w przebraniu żebraka. Ta opcja u nas nie mogła być zrealizowana, bo ja bym się nie nabrał na żadne przebranie. Mój węch i instynkt tropiciela są niezwodne i przeciwnie niż w życiu świętego za każdym razem doganialiśmy uciekinierów. Trasa była prześliczna, pełna postojów na zupełnie opustoszałym szlaku. A gdy dotarliśmy do kolejnego schroniska, to zaczęła się zabawa w przebieranie, w której nie mogłem brać udziału. Ja dobrze poznaję człowieka, strój mnie nie zmyli. Cześć. Tobi.