Hau, Przyjaciele!
Wyruszamy wcześnie rano. Paulina czule nas pożegnała, a rodzice odwieźli na dworzec. Wydawało się, że jest nas bardzo dużo, bo każdego ministranta odprowadzało kilka osób. Trochę drżałem z przejęcia, ukryłem ogon, stuliłem uszy i bacznie obserwowałem. Ksiądz kazał po raz ostatni uścisnąć rodziców i wtedy nadjechał pociąg. Kuba pociągnął smycz i nim ubłagałem, by też zerknąć przez okno, już wyruszyliśmy. Przeżyte emocje odreagowałem snem, poza tym wiedziałem, że muszę zbierać siły do wędrowania. Przesiadka w Katowicach była tak męcząca, że potem spałem aż do Zwardonia. Ale gdy wysiedliśmy, gdy wciągnąłem ostre powietrze, to poczułem, że od tej chwili staję się innym psem, obrońcą mojej grupy, psem- przewodnikiem. Usiedliśmy na skraju lasu, a ksiądz opowiadał o św. Stanisławie Kostce. Z całej historii najbardziej zaciekawiło mnie to, że szedł tak daleko pieszo- z Wiednia do Rzymu. Szkoda, że mamy krótszą trasę. Chyba nie tylko ja miałem ochotę wyruszyć, chłopcy też się niecierpliwili, więc wreszcie padło hasło- idziemy na Wielką Raczę! Zaczyna się wakacyjna przygoda. Cześć. Tobi.