Hau, Przyjaciele!
Rano wyruszył rajd rowerowy marianek i ministrantów imienia św. Kingi. Na starcie była najpierw burzliwa dyskusja, do której grupy mam należeć. Młodsi ministranci krzyczeli: "Tobi nie może być z Pauliną. On wie, gdzie są skarby." Pewnie, że wiem. Zaraz je wskażę. No i dlatego Łukasz i Kuba zabrali mnie ze sobą. Nigdzie nie zatrzymywaliśmy się. Nawet krzyczeli na mnie, gdy próbowałem skręcać w stronę kryjówek. Trochę obrażony siedziałem potem przy kościele św. Mikołaja i czekałem. Grupy przyjeżdżały dosyć szybko. Zapomniałem o złości, witałem każdego radosnym piskiem i skokami. A oni trzymali triumfalnie pierścienie św. Kingi, błękitne wstążki, solniczki i inne skarby, których nie dostrzegłem. Potem był jeszcze konkurs wiedzy o Św. Kindze, ale ja wtedy pogoniłem jakiegoś kundla, za co oberwałem od naszej grupy. "Jesteś tu gościem, Tobi, nie możesz rządzić, przeganiać gospodarzy terenu." Jakoś wciąż mam kłopoty z serdecznością, gdy dostaję pod opiekę sporą ilość dzieci. Staję się wtedy groźnym psem obronnym. Wieczorem w domu, na kanapie, zmieniam się w najłagodniejsze zwierzę. Cześć. Tobi.