Hau, Przyjaciele!
Chłodny poranek zachęcał do długiego spania. Dołączyłem do dzieci i zapadłem w spokojną drzemkę. Wyrwał nas z tego stanu telefon księdza Wojtka. Zapraszał do siebie po południu. Był chyba jakiś tajemniczy, bo wciąż ktoś dzwonił, pytał, czy wiadomo, o co chodzi. Dreptałem krok w krok za Pauliną, aż obiecała, że weźmie mnie na plebanię. Z radości wybiegłem do ogrodu. Ujrzałem ksiedza pracującego ostro w ogrodzie. Stanąłem przy płocie. "Co, Tobi, dziwisz się? Wiem, że nie dorównam ogrodowi pani Marii, ale staram się, by u nas też było pięknie. Zresztą, po obiedzie wyruszamy na wyprawę!" Szczeknąłem z radości! Tylko ja wiem, co się szykuje! W dodatku nie potrafię wyjawić tajemnicy! Taki pech! No, ale mogłem się najeść, napić, zdrzemnąć, by potem rześki stawić się przy nodze Pauliny na miejscu zbiórki. Wyruszyliśmy polami i lasami do sąsiednich parafii. Każda mała grupka musiała sfotografować pięć pięknych obiektów. To mogły być drzewa, kwiaty, krzewy, chmury, domy. Zmarszczyłem czoło, bo przecież najpiękniejsze "obiekty" to psy! Moim zdaniem powinna wygrać ta grupa, która zrobi mi 5 ciekawych zdjęć. Niestety, nikt na to nie wpadł. Ale pod koniec było wielkie spotkanie młodzieży w Żernicy, podziwianie fotografii. A ksiądz Wojtek opowiadał o kazaniu Benedykta XVI w Sydney, gdzie powiedział: "Wszyscy doświadczyliśmy w niezapomniany sposób Jego obecności i mocy w pięknie przyrody. Nasze oczy zostały otwarte, aby mogły dostrzec otaczający nas świat". W drodze powrotnej Paulina wciąż robiła mi zdjęcia, więc wybaczyłem tamto uchybienie. Cześć. Tobi.