Hau, Przyjaciele!
Wczoraj wreszcie powróciło słońce, a wraz z nim energia w mieszkańców naszego domu. Już po 15 minutach sąsiedzi zeszli się w ogrodzie. Kilka mokrych dni wystarczyło, by trawa urosła jak szalona, a chwasty, nietępione przez panią Marię przybrały imponujący wzrost. Ruszyła kosiarka, były też okrzyki radości, bo chłopcy dojrzeli pierwsze zaróżowione czereśnie. Ja biegałem, przeszkadzałem wszystkim, ale w końcu trzeba rozruszać kości! A potem ojcowie rozpalili grilla, na stole pojawiły się sałatki, ciasta, mięso, kiełbasy. Mój psi węch rozpływał sie z nadmiaru rozkoszy, a brzuch pęczniał, gdyż w przypływie dobroci każdy mnie częstował. Podsłuchałem, że jutro szykuje się jakaś dziwna i specjalna niedziela, bo zaczyna się świętowanie Dnia Matki. Nasza Pani jest dla mnie dobra jak mama, to chyba obudzę ją w poniedziałek najczulszym liźnięciem, na jakie będzie mnie stać. Cześć. Tobi.