Hau, Przyjaciele!
Lubię uporządkowane życie, w którym wiadomo, że jak jest piątek, to Tobi pilnuje domu, a rodzina rozchodzi się do swoich zajęć- praca, szkoła. Ale niespodzianki też lubię. Po wczorajszym święcie, po wielkiej procesji, potem po rodzinnych spotkaniach, miło jest wyspać się do woli, a potem spokojnie brać udział w żyiu na zwolnionych obrotach. Nikt się rano nie spieszył, każdy tylko ze smętną miną spojrzał za okno, machnął ręką, a potem było długie śniadanie. Następnie zupełnie pozbawione nerwów sprzątanie, obiad, podczas którego wszyscy żartowali i śmiali się. Niestety, ta sielanka została przerwana przez dzieci. Ostra sprzeczka o komputer, kto ma prawo dłużej przy nim siedzieć. Pani spojrzała na Pana, mrugnęli do siebie i nagle usłyszałem: "Kłóćcie się sami, my wyjdziemy z psem na daleki spacer". Mój radosny skowyt z pewnością postawil na nogi wszystkich mieszkańców domu. A Paulina dogoniła nas już przed furtką, na chodniku dołączyła Jadzia. Po pół godzinie minęli nas na rowerach Kuba i Łukasz. Na zdumione miny rodziców chłopak wzruszył ramionami. "No co, skoro nie pada, trzeba korzystać". Buszowałem w wysokiej trawie, cieszyłem się z każdego drobiazgu, bo czułem, że wieczorem dojdzie do kolejnego starcia o dostęp do komputera. Cześć, Tobi.