Hau, to ja!
Od rana mnóstwo pracy. Nie było nawet porannej drzemki, a to od razu wprawia mnie w zły humor. Przecież moja rodzina dlatego wychodzi do pracy i do szkoły, bym mógł swobodnie i bezstresowo pospać. Ledwo zmrużyłem oczy, już budzi mnie dziwny hałas. Wbiegam na parapet. Ulicą Głowackiego wędruje rozkrzyczana gromadka dzieci. Szczekałem, że mają wrócić do szkoły, pisać, liczyć, czy co tam jeszcze robią. Zakazuję wrzasków pod naszym domem. A tu widzę uśmiechniętego księdza Wojtka, który zadowolony wita nauczycielki i zaprasza dzieci do ogrodu. Chwilę później gra z nimi w piłkę. Byłem oburzony. Zupełnie innego zdania niż sąsiadka, która opowiadała Pani wieczorem, że to taki dobry pomysł, by dzieci komunijne przyszły się pobawić tuż obok Pana Jezusa, pod okiem Matki Bożej. A ja? No, dobra, przecież wiem, że nie jestem ważny. Chyba za dużo przebywam wśród nastolatków i robię się egoistyczni jak oni. Zawstydziłem się. Cześć. Tobi.