Hau, Przyjaciele!
Na pomoc! Ratunku! Szczekam, ujadam, nie wiem, kogo atakować. Ze snu wyrwały mnie dzikie wrzaski Pauliny Kuba i Łukasz oblali ją wiaderkiem wody, a nim doszła do siebie, już próbowali zaatakować mamę. Wybiegli zaraz do Jadzi i przez pół godziny trwały biegi, piski, wrzaski, jakieś udawane oburzenie. Najdziwniejsze, że dorośli też się w to włączyli, któryś z panów polał nawet panią Marię. Biegałem zdezorienotwany, Funia ukryła się gdzieś przerażona, a ja nie potrafiłem do końca zrozumieć sytuacji. Wreszcie nastąpiło zawieszenie broni. mycie podłóg, suszenie ubrań i pościeli. Nawet ja zostałem lekko oblany, podobno niechący. Kolejne godziny miałem pracowite, bo do ogrodu zakradli się ministranci, czyhając na Paulinę i Jadzię. Na szczęście ostrzegłem je. Chociaż miałem wrażenie, że wcale nie były tak do końca zadowolone. Dziwny zwyczaj i bardzo trudno zrozumieć, jak w takich sytuacjach powinien zachować się wierny pies. Cześć. Tobi.