Hau, Przyjaciele!
Paulina uprosiła mamę, by ją zbudziła, gdy tylko weźmie się za pieczenie ciast. Zresztą, po chwili cała rodzina krzątała się po mieszkaniu. Malowanie jajek, przygotowanie koszyczka ze święconką, mielenie orzechów i maku, ubiajnie mikserem kolejnych porcji ciast. No, ja się dzisiaj na żaden spacer nie ruszę, skoro kuchnia pracuje pełną parą. Ale dzieci wciąż biegały- na adorację przy Bożym Grobie, na próby przed liturgią Wielkiej Soboty, a nawet dwa razy do sklepu po jakieś drobiazgi. Kolejny dzień skorzystałem z psiej karmy, bo rodzina nie miała nic imponującego do jedzenia. Za to wciągałem nosem zapach kolejnych ciast wyjmowanych z piekarnika. A gdy Pani przerzuciła się na pieczenie potraw mięsnych, zupełnie się rozczuliłem. Ledwie skończyłem regularne obszczekiwanie ludzi idących tłumnie z koszykami do kościoła, a tu Kuba, Łukasz i inni ministranci rozpalili przed wejściem ognisko. Myślałem, że ksiądz będzie miał pretensje. Obserwowałem wszystko z okna, gdyż rodzina wyszła na obrzędy Wielkiej Soboty. Cała procesja stanęła wokół ogniska, ksiądz coś śpiewał, mówił, a gdy weszli do środka, było mi żal, że nie mogę więcej widzieć. Zasnąłem wreszcie. Wrócili późno, lecz zrobiło się radośnie i świątecznie. Cześć. Tobi.