Hau, Przyjaciele!
Udało mi się dzisiaj wymknąć z dziećmi na zebranie ministrantów i marianek. Wiem, że w soboty, po godzinie spotkań w grupach, ksiądz Wojtek łączy swoich młodych przyjaciół i bywa wówczas głośno i wesoło. Użyłem całej swej inteligencji, by uspić czujność Pauliny i znaleźć się w domu katechetycznym. Wepchałem się tuż za nią i powstrzymałem chęć serdecznego powitania każdej marianki. Śmignąłem prostu pod ławki. Nie warknąłem, gdy weszli chłopcy. Ksiądz Wojtek przyniósł albumy o wielkim artyście Michale Aniele. Dzieci oglądały ze średnim zainteresowaniem. Ksiądz dużo mówił o rzeźbach artysty, a nagle wyjął spod stołu przygotowane wcześniej mlotek i dłuto. Zapytał, kto stanie jak rzeźba na środku i pozwoli symbolicznie odłupać z siebie przeróżne wady. Aga odważnie wybiegła z ławki, stanęła śmiało i prosiła, by wybić z niej chaos, zbyt szybkie działanie, pyskowanie, brak namysłu, niektóre słowa. Wszyscy się śmiali, ale każdy podziwiał jej odwagę i myślał, czy sam przyzna się głośno do swoich wad. Nikt nie wychodził, więc warknąłem coś i ujawniłem się. Chwila zdziwienia, a potem wielkie brawa...i stałem się bohaterem spotkania. Ksiądz Wojtek wciąż ze śmiechem dawał mnie i Agę za wzór. Cześć. Tobi.