Hau, Przyjaciele!
Lubię piątki. Szczególnie te chwile, gdy dzieci wracają do domu. Tego dnia zupełnie inaczej rzucają plecaki. Rozluźnienie i zadowolenie domowników bardzo mi się udziela. Od razu mam ochotę na zabawę. Biegam z piłką w pysku, wypuszczam ją, gonię, czasami uda mi się ją podrzucić. Kuba spojrzał na mnie, mrugnął porozumiewawczo i wyszliśmy z domu, wołając po drodze Łukasza. Godzina szaleństwa. Chłopcy lepili śnieżki, rzucali je bardzo daleko, a ja goniłem i chwytałem w zęby. Zimny śnieg tak szybko rozpuszcza się w goroącym pysku. Nie było nawet chwili odpoczynku. Przy Żołędziowej Górce chłopcy urządzili sobie tarczę na jednym z dębów. Szczekałem, szalałem, skakałem na drzewo, by odgryźć przylepione śnieżne kule. Wróciliśmy, gdy zaczynało zmierzchać i nie mam pojęcia, co rodzina robiła wieczorem, bo zasnąłem kamiennym snem. Śnił mi się wosk lany przez klucz, do miski z wodą i jakieś marzenia. To skutek przemeczenia podczas zabaw na śniegu. Cześć. Tobi.