Hau, Przyjaciele!
Już drugi dzień pozbawiony jestem spokojnego przedpołudniowego snu. Było dopiero po 10.00, gdy do domu wpadł niespodziewanie Kuba. Coś im wypadło, ktoś zachorował i oto cała grupa gimnazjalistów wpakowała się do mieszkania. Ich potężne buty zajęły cały przedpokój. Chyba byli głodni, bo każdy dostał potężną suchą bułkę. Niestety, nie chciało im się otwierać lodówki. Na stojąco pochłonęli 3 litry mleka i zmietli resztę pieczywa. Potarmosili mnie trochę, ale ich uwagę skupił komputer. W pokoju zrobiło się ciasno i duszno, ale oni niczego nie widzieli i nie słyszeli. Chyba coś ciekawego przygotowywali, bo śmiali się, krzyczeli, a wszystko tak głośno i gwałtownie, że mowy nie było o spaniu. Wyszli przed przyjściem Pani. A potem znowu nie było spokoju, bo odbyła się jakaś rozmowa, że gości , owszem, trzeba nakarmić, ale trzeba też później uzupełnić zapasy. No i to było dobre, bo Kuba złapał duży plecak i razem poszliśmy do sklepu. Cześć. Tobi.