Hau, Przyjaciele!
Już znowu mogę swobodnie siedzieć na parapecie kuchennego okna. No i dobrze, bo na naszej ulicy panuje podejrzany ruch. Wiele osób obładowanych torbami skręca przed kościołem w ścieżkę prowadzącą na cmentarz. Szczeknąłem ostrzegawczo, bo co to za nowe zwyczaje. Wtem przy furtce dostrzegłem panią Marię. W ręku torba i wiadreko. Pomachała mi ręką. Hm, muszę przeprowadzić śledztwo. Nim doszedłem do wniosków, to podjechał Pan i przywiózł kilk gałęzi choiny. Pani i Paulina cięły je małe kawałki w piwnicy. A potem zapakowały wszystko do reklamówek. Wreszcie i my poszliśmy na cmentarz. W połowie drogi podniosłem niespokojnie łeb. Na wszelki wypadek szedłem krok w krok za Panią. No i już po chwili okazało się, że to urocza jamniczka, która właśnie wracała polami ze stroy cmentarza. Szkoda, że nie poszliśmy wcześniej. Cześć. Tobi.