Hau, to ja!
Dziwny dzień. Żadnych spacerów, żadnych wypraw na pola. Gdy chcę się położyć obok zaczytanej Pauliny, muszę piszczeć, by mnie delikatnie podniosła. Pani nakłada mi do miseczki pyszności, ale jednocześnie wzdycha, że to niemądre, bo podobno powinienem być smukły. Funia spogląda na mnie z pogardą z wysokości parapetu. A ja nie potrafię wskoczyć nawet na krzesło, bo schody stały się poważną przeszkodą. Pani Maria rozścieliła mi dzisiaj kocyk na podłodze i dała kość na pocieszenie. "Oj, Tobi, mamy podobne bóle. Mnie też czeka seria zastrzyków." Niedoczekanie! Ja się więcej kłuć nie pozwolę. Sumiennie przestrzegam zaleceń pani weterynarz, by słowo "zastrzyk" nie padło więcej w mojej obecności! No chyba, że miałaby go dostać sąsiadka lub jej kocica. Cześć. Tobi.