Hau, Przyjaciele!
Rodzice kręcili się od rana po mieszkaniu, ale nikt mnie nie wołał. Słyszałem, jak zastanawiali się, czy jestem dziwakiem albo rozpieszczonym kundlem, czy też coś mnie jednak boli. Chciałem się wygramolić z budki, pokazać mój trzeszczący kręgosłup, ale jak to zrobić? Wytężyłem wreszcie wszystkie siły i stanąłem w kuchni. Tylne nogi nagle zachwiały się. Cała rodzina skupiła się wokół mnie, a ich uwagi, okrzyki, zmartwione miny oszołomiły mnie bardziej niż ból. Padło słowo "weterynarz", więc postanowiłem być bardzo czujny. Nie pozwolę się skrzywdzić. Mocne zęby zwyciężą. Tymczasem wszyscy zbierali się do wyjścia. Pani wzięła mnie delikatnie na ręce, wyniosła na chwilkę do ogrodu, potem ułożyła w budce i czule pożegnała. Będę spał. To najlepsze lekarstwo. Dobrze, że zapomnieli o weterynarzu. Cześć. Tobi.