Hau, Przyjaciele!
Rodzice mają wyrzuty sumienia, że nie puścili Pauliny na pielgrzymkę. Chyba dlatego po powrocie z pracy Pan zaprosił dziewczyny na wycieczkę rowerowa do Smolnicy i Żernicy, a może i dalej. Stanąłem przy bramie garażu w gotowości pielgrzyma. By nie opóźniać jazdy sam próbowałem wskoczyć do kosza, aż wszyscy się ze mnie śmiali. No i ruszyliśmy polami do kościoła w pobliskiej Żernicy. Usiadłem tam przy płocie i groźnie warknąłem na nadchodzącego powoli kundla. Ale coś mi w głowie zaświtało, że warczenie nie pasuje do pielgrzymki, nawet takiej malutkiej, rodzinnej. Zamerdałem ogonem, ułożyłem zjeżoną już sierść. Obwąchaliśmy się uprzejmie. A wtedy ten bezczelny pies usiadł obok mnie, jakby też czekał na Pana i dziewczyny. Ośmielił się ich potem serdecznie witać, co bardzo mnie zdenerwowało, a ich rozczuliło. Ostatkiem sił powstrzymywałem warczenie w gardle i upokorzony słuchałem zachwytów, że oto w małej mieścinie spotkali brata psa jakby prosto od św. Franciszka. Cześć. Tobi.