Hau, Przyjaciele!
W domu zamieszanie, bo Kuba i Łukasz wyruszają na pielgrzymkę! Na Górę Świętej Anny! Pani nerwowa, Pan niby kpi, ale też się martwi, jak syn sobie poradzi. Wstają przed świtem, padają same wskazówki, Kuba ze wszystkich się śmieje, wreszcie poklepał mnie po łbie i mówi:" Czuwaj nad rodziną". Zbiegam przed dom, chłopcy pakują się do samochodu sąsiada i jadą na mszę do najstarszego gliwickiego kościoła, spod którego za godzinę wyruszą i przejdą w jeden dzień 50 kilometrów! Oj, jak bym chętnie z nimi poszedł. Podobno trzeba iść równym krokiem. A jak po drodze są ciekawe ślady? E tam, dogoniłbym. Pani Maria długo stała w oknie, ale zawołano mnie, gdyż rodzice szykowali się do pracy. Myślałem, że bez chłopaków dzień będzie się ciągnął bez końca. Zakopałem się w moim koszyku i zasnąłem kamiennym snem, śniąc o pielgrzymce. Obudził mnie zapach smażonego boczku. Ojej, dziewczyny coś eksperymentują w kuchni. Przygotowują jakieś oryginalne potrawy! Wsapniale! W mojej misce są już różne wspaniałości. Mędrzec miał chyba taki pomysł! Wpycham się do kuchni i nikt ani nic mnie stąd nie wyciągnie. Cześć. Tobi.