Hau, Przyjaciele!
Dzisiaj matki dyżurują w kuchni, więc nie będzie niespodzianek. Kaloryczne i obfite posiłki zapewnione. Kuba i Łukasz pojechali gdzieś na rowerach. Tak daleko, że "Tobiego absolutnie nie możemy zabrać". Dziewczyny usiadły na pomoście i szydełkują. Gadają przy tym jak nakręcone. Zrobią torby, czapki, kamizelki. Hm, nie chcę być złośliwy, ale narazie nie zrobiły nic. Chciałem je rozśmieszyć i porwałem jeden kłębek bawełny. Wściekły się całkiem poważnie! Uciekłem do ojców, ale oni zatopili sie w czytaniu gazet i nie pocieszyli biednego pieska. No to poszedłem poznać się z rodziną, która wczoraj wieczorem rozbiła namioty w przeciwległym kącie naszego pola. Zbliżałem się ostrożnie, merdając przyjaźnie ogonkiem, a tu warczenie. Skuliłem się, za późno na ucieczkę. Lecz pochwyciłem zapach i zaskomlałem. Z namiotu wysunęła się brązowa jamniczka. Osłupiałem. Potem szybko zaprosiłem ją na szyszki. Szaleliśmy wśród drzew! Nawet nie słyszałem, że mnie wołają, że chłopcy wrócili, że dziewczyny rzuciły szydełkowanie, bo nic im nie wyszło. Wreszcie postanowiłem Alfę przedstawić rodzinie. Ale mieli miny! Cześć. Tobi.