Hau, Przyjaciele!
Rano, gdy dzieci jeszcze nie wyszły do szkoły, pod dom podjechały dwa samochody. Pani Maria jedzie na Jasną Górę wraz w maturzystkami. Funia wyskoczyła zaraz przez okno, ułożyła się majestatycznie na dachu garażu, przyjęła postawę lwa czuwającego i znieruchomiała. Czuję się za starą kocicę dzisiaj odpowiedzialny. Dlatego nie opuszczam ogrodu, wciąż na nią zerkam. Jak można być tak flegmatycznym? Ja bym płakał, biegał, próbował gonić samochód. Ona chyba skamieniała. Tymczasem rozgadane dzieci poszły do szkoły. Cieszyły się na musicall przygotowany przez dziewczyny z klas szóstych. A ja? Ani spać, ani szczekać, ani dołki kopać, tylko siedzieć przy garażu i zerkać na Funię. Mijały godziny, domownicy wracali, a ona trwała nieporuszona. Wrszcie usłyszałem warkot samochodów. Pielgrzymi wrócili! Rzuciłem się na panią Marię z piskiem, szczekaniem, skokami. Kocica lekko zeskoczyła z garażu, spojrzała z wyrzutem wokoło i wsunęła się cicho do mieszkania. Czy tam dopiero zaczęła miauczeć i łasić się do swojej pani- nie wiem. Cześć. Tobi.