Hau, to ja!
Rodzice zerwali się bladym świtem. Słońce od rana tak przygrzewa, że dzieci też się obudziły. Z przykościelnej groty dochodzą nawoływania, stukania młotków. Ojej! Biegam po ogrodzie, szczekaniem odpowiadałem innym psom i nie wiem, czego pilnować. Strojenia okien? Budowy ołtarza? Mocowania młodych brzózek? Nie potrafię- jak Funia- rozłożyć się na parapecie i obserwować wszystko ze stoickim spokojem. Gdy w końcu wołają mnie do domu, lokuję sie w oknie i obserwuję. Co to się dzieje! Ludzie bez końca idą do kościoła, małe dziewczynki wyglądają uroczyście w białych strojach z koszykami w rękach. A po jakimś czasie dostrzegam procesję! Dlaczego ksiądz chowa się pod daszkiem? Kogo niesie z taką ostrożnością? Komu dziewczynki sypią kwiatki, dla kogo ludzie śpiewają tak głośno? Tyle problemów przerasta mój psi łeb! Cześć. Tobi.