Hau, Przyjaciele!
Wakacje się skończyły, moja rodzina wróciła do obowiązków. A ja usiadłem jak zawsze na parapecie kuchennego okna, czyli w najlepszym punkcie obserwacyjnym. Widziałem Hanię, która- tak jak w piątek- była elegancko ubrana i najpierw weszła do kościoła, a potem truchcikiem pędziła na tę maturę. Zauważyłem, że pani Maria szła na poranną mszę jakoś ciężko i wolno. Pomachała do mnie, ale nie śmiała się tak radośnie jak zawsze. Właśnie zaczynałem drzemać, gdy usłyszałem przejmujący dźwięk karetki. Podniosłem łeb i zawyłem żałośnie! Ojej, karetka pod kościołem? Kogo wyprowadzają? A jeśli to pani Maria? Zacząłem się trząść, płakać i biegać niespokojnie. Muszę isć do Funi, trzeba się nią zająć. Właśnie drapałem rozpaczliwie drzwi wejściowe, gdy ktoś przekręcił klucz w zamku. O,pani Maria?! "Tobi, co za dzień! Ty wyjesz, jakby się paliło, w kościele zasłabła sąsiadka z naszej ulicy, a Funia upolowała wróbelka!" Słuchałem tego, obskakując ją, a wreszcie przewróciłem się na plecy, by okazać swą ogromną radość! Cześć. Tobi.