Hau, to znowu ja!
Nasza Hania, maturzystka, wygląda dosyć blado. Nie słychać już u niej dzikich śmiechów ani ostrej muzyki. Chyba dlatego wszystkie kobiety z naszego domu postanowiły wczoraj ją odwiedzić i pocieszyć. Jestem rodzaju męskiego, ale wepchałm się z nimi, bo przecież nie może się dziać coś ważnego, w czym bym nie brał udziału. Ależ tam był jazgot! Mamy opowiadały o swoich maturach. To musiały być piękne chwile, bo każda była tak rozmarzona, tak pięknie uśmiechnięta, że prawie nie poznawałem tych zabieganych kobiet. Pani Maria przywróciła je do tematu głównego. Zażądała, by Hania każdego dnia pojawiała się w ogrodzie. Praca w ziemi ściąga z ludzi ze emocje, więc wszystkie lęki przedmaturalne najlepiej wkopać w ziemię. Paulina i Jadzia coś o tym wiedzą, bo wczoraj pogodziły się, trzymając łopaty i kopaczki w rękach. A wieczorem usłyszałem koty w ogrodzie. Wpadłem tam wściekły, ale one uciekły, więc wykopałem pięć dołków. Zaraz mnie to uspokoiło, ale chyba zaszkodziło pani Marii, która powiedziała, że będę przywiązany do płotu, jeśli nie przestanę niszczyć ogrodu. No to już nie wiem, czy kopać w ziemi, czy nie. Cześć. Tobi.