Hau, Przyjaciele!
Jedziemy dzisiaj do cioci Joasi. To dobry pomysł. Rodzice będą swobodnie rozmawiać, a Ola weźmie Tunię, Kuba mnie i pójdziemy na kąpielisko. Lubię ich osiedle, ponieważ tam jest mnóstwo psów i aż się nieraz trzęsę z emocji, gdy wącham przeróżne ślady. Ola czekała na nas już przed blokiem, byśmy nawet z Kubą nie musieli wchodzić do mieszkania. Najpierw byliśmy z Tunią prowadzeni na smyczach, gdyż wciąż natykaliśmy się na różne kundle i psią arystokrację. Na przemian warczałem, szczekałem lub przyjaźnie merdałem oogonem. Za to na kąpielisku spuścili nas i wtedy urządzliśmy sobie najdziksze wyścigi po dnie suchego przecież w zimie basenu! Ola i Kuba nie spieszli się, więc weszliśmy jeszcze w las łabędzki. Kocham moje pola ciągnące się tuż za naszym kościołem. Lecz las jest wspaniały, a jego tajemnice niezmierzone! Zazdroszczę Tuni, że ma go tak blisko! Cześć. Tobi.