Hau, Przyjaciele!
Wczoraj po roratach poszedłem z Pauliną do Jadzi. Trzeba było przymierzać stroje na jasełka. To coś bardzo wesołego, gdyż dziewczyny wciąż się śmiały. Największy problem to wciśnięcie się w sukienki komunijne! Złote girlandy skręciły w piękne wianki, a białe i srebrne doczepiły do ubrania. Twarze ozdobiły brokatem i wyglądały anielsko! Szkoda, że nie mogę iść do szkoły na przedstawienie. Ale dziewczyny wystąpiły przed rodzicami Jadzi, więc chociaż trochę wiem, o co chodzi w jasełkach. A w domu- niespodzianka. Kuba pakował do reklamówki różne przysmaki, bo ich klasa urządza sobie wigilię. Z wielką starannością pakował piernikowe serce, a sokole oko siostry zaraz to wypatrzyło. Zaczęło się śledztwo- pytania, dokuczania, coraz większe złośliwości, aż doszło do szturchania. Wtedy wtrąciłem się ostrym szczekaniem. Pan się nadszedł z groźną miną, dzieci nazwały mnie skarżypytą i awantura wisiała w powietrzu. Wtedy usłyszałem ruch na korytarzu! Popędziłem do drzwi! Hura, domowi studenci- Bartek i Małgosia- przyjechali na ferie! Zachwycali się oświetleniem domu, witali się, zrobiło się radosne zamieszanie, bo wszyscy wyszli z mieszkań. Ktoś mnie nadepnął, ale wybaczam, bo teraz podobno taki czas, by się nie gniewać, wyciągać łapę na zgodę. Cześć! Tobi.