Cześć, Internauci!
Coś niesamowitego! Byłem z Kubą u Babci. Wiadomo,trzeba przynieść węgiel. Czyli: wbiegamy na II piętro, witamy się, ja piję mleko, Kuba łapie wiadra, zbiegamy na podwórko, wyrzucamy popiół, ładujemy węgiel i do góry, by napić się mleka. Lubię, gdy coś się powtarza w tej samej kolejności. A dzisiaj- niespodzianka! Uśmiechnięty Dziadek wychodzi z łazienki. "Chodź, Tobi, zobaczysz karpie". Wziął mnie na ręce, posadził na pralce i pokazał pływające w wannie ryby! Straciłem głowę! Czy szczekać, czy warczeć, czy skoczyć do wody?! Zgłupiałem. Kuba zdjął mnie z pralki. Natychmiast spróbowałem zajrzeć do ryb, ale zabrakło mi kilka centymetrów wzrostu. Hm, po co Babci ryby? Czy nie lepszy byłby pies albo nawet kot? Nie poszedłem po węgiel, zrezygnowałem nawet z mleka. Ubłagałem Dziadka, by posadził mnie ponownie na pralce. Szczekaniem chciałem nawiązać kontakt z karpiami, ale one mnie zupełnie ignorowały! Zdenerwowany wracałem do domu. Mam nadzieję, że w naszej łazience ryby nie zamieszkają! Cześć! Tobi.