Dzisiaj na roraty poszła cała rodzina. Siedziałem na parapecie i widziałem, że wyjątkowo dużo światełek wędrowało do kościoła. A po godzinie wrócili z Babcią i z Dziadkiem! Z radości biegałem z pantoflami i nie mogłem się uspokoić. Po kolacji, podczas której wyjątkowo przeszkadzałem, rodzina zasiadła w fotelach i na kanapie. O! Jak dobrze wcisnąć się między Babcię i Paulinę. Zrobiło się poważnie i cicho. Dorośli opowiadali o jakiejś zimie sprzed 25 lat. Puste sklepy / bez mięsa?/, czołgi na ulicach / brr!/, same zakazy /nie wolno zbyt późno wyjsć z psem?/ Kuba zadawał dziesiątki pytań. Nie mógł się nadziwić, że takie rzeczy się zdarzyły! A mnie zainteresował pies Atos, który nie znał pokarmu z puszek i tylko obgryzał kości. Lodówka świeciła pustkami, a marzeniem Atosa był biały ser, który Babcia sama robiła. Hm, dobrze, że tamte czasy minęły, że mogę nawet w nocy wyjść na dwór. A na jedzenie nie będę już wybrzydzał. Przynajmniej do końca tygodnia.