Hau, to ja!
Panowie i chłopcy pracowali cały wieczór na strychu. Szefową została Funia, która wciąż penetruje wszystkie zakamarki. A ja biegałem między mieszkaniem i strychem. Już łap nie czuję! Paulina i Jadzia znowu mnie fotografowały! Tłumaczyły, że zrobią bardzo wesołe karteczki dla chorych dzieci, które muszą często bardzo długo przebywać w szpitalach. Kuba obiecał, że wydrukuje najśmieszniejsze zdjęcia i pomoże w obróbce komputerowej. Paulinie zaświeciły się oczy. No to wpadłem! Uznały, że zrobią ze mnie Czerwonego Kapturka, potem jakąś babcię, następnie królewicza! Ubierały mi czapeczki i wciskały ubranka lalek! Na wszelkie protesty wołały: "Tobi, to przecież dla dzieci!" Znosiłem więc wszelkie męczarnie, szczerzyłem kły, stroiłem głupie miny. Dowiedziałem się, że szpitale to takie domy, gdzie nie można zabierać psów! Koszmar! Cześć. Tobi.