Hau, Przyjaciele!
Nie lubię zmian. Uznaję powtarzalność czynności. Tymczasem dzień zaczął się normalnie, a potem wszystko się pomieszało. Od rana siedziałem na parapecie i aż zachrypłem od szczekania. Coraz więcej ludzi przechodzi obok naszego domu. Wiem, że idą na cmentarz. Muszę jednak pokazać, kto tu rządzi. Nie spałem więc ani chwilki, a po powrocie rodziny zrobiła się jakś sobotnia atmosfera. Jak zobaczyłem donicę z chryzantemami, to aż miałem ochotę ją oznaczyć. Paulina chyba rozszyfrowała moje chęci, bo wyniosła kwiaty do garażu. Pani nerwowo goniła wszystkich, wysłała Pana i dzieci na cmentarz! Mnie nie wzięli! Taki skandal! Dlaczego pojechali tam samochodem, skoro to blisko? Dlaczego rozmawiali o korkach, o objazdach? Czy jeszcze gdzieś jest jakiś cmentarz? Już niczego nie rozumiem! Na szczęście Pani wzięła sie za gotowanie i pieczenia. To był dobry pomysł, nie opuszczałem kuchni nawet na chwilę. A zmęczona Pani gderała pod nosem i opowiadała o wielkim święcie, które przypada jutro. Czyli jakby niedziela w środę. Też dobrze. To cześć. Tobi.