Hau, Przyjaciele!
Zaraz po kościele całą rodziną pojechaliśmy na wycieczkę. Mały kawałek samochodem, a potem długa wędrówka po lesie. Pan opowiadał o delegacji, ale nie słuchałem, bo przecież las ma tyle tajemnic. Zresztą, dzieci też poszły w moje ślady. Kuba ścigał się ze mną, rzucał patyki. Paulina zbierała szyszki, znalazła resztki mchu i narzekała, że wzięła za mały plecak. Chciała więcej skarbów zabrać do domu. Obiad jedliśmy w gospodzie. Byłem zachwycony, gdyż właściciel pozwolił mi wejść! Z wrażenia nie tknąłem jedzenia. No co, pierwszy raz byłem w lokalu. Siedziałem pod dębową ławą i obserwowałem salę. Wieczorem Paulina bez pozwolenia sprzątnęła moją wiklinową budkę. Na religii usłyszała, że na świętego Judę trzeba opatrzyć psu budę. Nie mogłem jej ugryźć, gdy wyrzucała moje skarby. Lecz po chwili udało mi się porwać dwie szyszki i kawałek mchu. Będę miał trochę lasu w mojej budzie, zresztą mech rozkruszę, to porządek nie będzie tak męczący. Cześć. Tobi.