Hau, to ja!
Ledwo dzieci wróciły ze szkoły, a już babcia miała dla nich sto poleceń. Bardzo mi to odpowiadało. Trzy razy biegałem z Kubą do sklepu. Dwa razy z Pauliną. Do tego zmiatanie liści, które opadają teraz jak szalone. Trochę goniłem Funię, ale dla żartu, chyba się nie gniewała. W kuchni babcia wyczarowała kolejne wspaniałe zapachy. Pierogi smakują mi bardziej niż pokarm z puszki, zapewniam Was. Niestety, babcia nas pożegnała, dziadek już dzwonił, że tęskni. Pod wieczór zrobiła się jakś nerwowa atmosfera. Pani wciąż podchodziła do okna, a Kuba i Paulina rozmawiali o tym, że w samolocie trzeba mieć wyłączone komórki i dlatego tato nie dzwoni. Nagle mój psi instynkt kazał mi natychmiast wyjść na dwór, czułem, że Pan jest blisko. Wściekle drapałem drzwi, więc mnie wypuścili. Siadłem przy furtce, podniosłem łeb i węszyłem. No i co? Podjechała taksówka, a nie samolot! Odtańczyłem taniec powitalny, a potem spokojnie patrzyłem, jak wszyscy się cieszą. Dowodzenie naszym stadem uznałem za zakończone, chociaż dzięki babci nie namęczyłem się za bardzo. Cześć. Tobi.