Hau, to ja, Tobi!
Pan wyjechał na delegację. To coś ważnego, bo wstał przed świtem. Pani kręciła się koło niego, a jej zmartwienie bardzo mi się udzielało. Jak można zostawić rodzinę bez przewodnika? Wiem, że ja jestem zastępcą, ale czy dam radę? Tymczasem Pan zadzwonił po taksówkę. Obudziły się dzieci i pytały o samolot. Co to takiego? Jak samo lata? Wreszcie po czułych pożegnaniach oraz 125 przestrogach i ostrzeżeniach Pan odjechał, a my mieliśmy iść spać. Ja spać?! Zaczyna się moja misja! Wskoczyłem na parapet. Wytężyłem wzrok, słuch i węch. Najmniejsze drgnienie na ulicy Głowackiego, czyjeś przejście, rowerzysta, jakieś kocisko, psiak - a ja podnosiłem szalony jazgot. Niech Pan spokojnie lata, a Tobi czuwa nad rodziną. Zapewnię wszystkim bezpieczeństwo. Tylko Pani się niepotrzebnie denerwowała na moje szczekanie. Rozumiem, ona tęskni i nie zachowuje się rozsądnie. Jednak ja dam sobie radę i nie zejdę ze stanowiska. To cześć! Tobi.