Hau, Internauci!
Hura! Byłem w kościele! Wielkość, przestrzeń, świętość i tajemnica tak podziałały na mnie i na inne zwierzaki, że nawet nie zerkaliśmy na boki! Siedziałem grzecznie na kolanach Pauliny i wpatrywałem się w księdza, a potem w mały opłatek w złotym słońcu. Taki malutki Bóg? No, to potrzebni są Mu ochroniarze! Ja mieszkam blisko kościoła, więc najlepiej się nadaję! Proboszcz chwalił nas, że dobrze wyczuwamy świętość miejsca. Dzieci śpiewały piosenkę o skrzydlatych braciszkach, organy niezbyt głośno grały, a ja cieszyłem się, że nie ma skrzypiec, bo wtedy musiałbym zawyć! To silniejsze ode mnie. Byłem potem w domu bohaterem wieczoru! Mój krótki ogon kręcił nieustannego młynka. A od dzisiaj postanowiłem kilka godzin dziennie mieć nasz kościół na oku. Gdy zacząłem pracę, usłyszałem piskliwe szczekanie Kory mieszkającej z drugiej strony ulicy. Dałem jej znać, że teraz ja zaczynam dyżur, a ona jest wolna! Do jutra! Cześć! Wasz Tobi.