Pani Maria wróciła ze szpitala! Pobiegłem tam, bo witali ją wszyscy sąsiedzi. Funia mruczała z zadowolenia i ocierała się o nogi swej pani. Polubiłem starą kocice, ale mimo tego wymknąłem sie do kuchni i wylizałem do czysta jej miski. To taka nasza kocio-psia tradycja.
A dzisiaj jako bardzo dorosły pies postanowiłem spać aż do powrotu dzieci i nie wyzwać nikogo. Ledwo się ułożyłem, a tu słyszę klucz w zamku i pani Maria woła od progu: "Tobi, leniuchu! Trzeba pilnować domu, ogrodu i na kościół mieć oko!". Wybiegłem nieco zawstydzony i chciałem poszczekać dla zasady. Wtem usłyszałem niesamowity hałas. To szły szkolne dzieci, a tak wrzeszczały, że liście z drzew spadały! Rzuciłem sie z jazgotem do płotu, ale nagle spostrzegłem w tej gromadzie Paulinę i Jadzię. Zupelnie mnie skołowało! Lecz już pani ich wołała, bo spieszyli się do kościoła, gdzie czekał ksiądz proboszcz. "Idź leżeć, Tobi, bo my poznamy zaraz tajemnice i zakamarki naszego kościoła!" Spuściłem ogon i powlokłem się wolno ścieżką. Taka niesprawiedliwość, że ja nie mogę buszować po zakamarkach! Część! Tobi.