Hau, Przyjaciele!
Gdy moja rodzina wymaszerowała z domu, tradycyjnie zawyłem, aby przywołać panią Marię. Nic. No to postarałem się, by słychać mnie było na całej ulicy. Bez efektu. Teraz zmartwiłem się nie na żarty. Wtem dobiegło do mnie rozpaczliwe miauczenie Funi. Niedobrze, dzieje się coś złego, a ja nie mogę pomóc, bo jestem zamknięty. Wskoczyłem na biurko Kuby. Właśnie Hau grupka kobiet wychodziła z porannej mszy. Szczekałem, wyłem, piszczałem, jazgotałem jak szalony. Kuba zostawił otwarty lufcik, więc kobiety zatrzymały się pod naszym domem i patrzyły niespokojnie w moje okno, żywo dyskutując. Wreszcie podeszły do domofonu, ale wtedy już ich nie widziałem. Zaczęło się zamieszanie, przyjechała karetka i znowu wyłem, bo ten dźwięk doprowadza mnie do szału. Czy jutro mam wołać panią Marię, jeśli jest w szpitalu? No i Funia siedzi u nas jakaś smutna, więc chyba będę się starą kocicą opiekował, bo do zwierząt mogą ze szpitala nie wypuszczać, co nie? Cześć. Tobi.