Hau, Przyjaciele!
Podejrzewam, że moja Pani jest trochę mściwa. Wczoraj złościła się na mnie, że wciąż biegam do ogrodu, a tam jest mokro i wnoszę brud. Nie mogliśmy się dogadać, bo jak jej tłumaczyć, że chronię cały dom, że muszę robić obchód przynajmniej co godzinę. Nie jestem leniem! Wieczorem przy kolacji, gdy Paulina cichutko rzucała mi kawałeczki sera, Pani nagle oświadczyła, że "trzeba z Tobim iść do weterynarza". Jakoś nie spodobało mi się to słowo. Rodzina ustaliła, że poproszą Małgosię, aby ze mną i z Pauliną tam się wybrała, chociaż ja wolałem zrezygnować. Początek tej wyprawy był nawet miły, bo dziewczyny zastanawiały się, czy będę dzielny. To przecież oczywiste! Ja jestem dzielny! Ale gdy doszliśmy, gdy poczułem jakiś paskudny zapach, gdy ujrzałem kilka przerażonych psów, to moja odwaga gdzieś uciekła. Zachowałem się haniebnie- pisk, drżenie, nawet mała kałuża w czasie szczepienia. Żeby to naprawić postanowiłem kilka godzin bez przerwy pilnować domu i szczekałem jak szalony, gdy ktoś obok nas przechodził. Teraz odpocznę. Hau, Tobi.