Hau, hau!
W domu taki ruch, że nie mam czasu na drzemki! Wrócił Kuba i inni pielgrzymi, więc słychać wciąż trzskanie drzwi, tupot nóg na schodach, głośne rozmowy i śmiechy. Muszę naszczekiwać, witać, żegnać, pilnować. Pani- jak zwykle w sobotę- jest nadzwyczaj ruchliwa i innym nie daje spokoju. Zauważyłem, że Pan ewakuował się do garażu, więc czmychnąłem za nim. Nie przepadam za odkurzaczem i smrodem środków czystości. Słońce po deszczu tak pięknie świeciło! Wyszalałem się więc w trawie i wykopałem kilka imponujących dołków! Gdy wróciłem do domu, Pani podniosła wrzask, że wnoszę brud, że trzeba mi umyć łapy i brzuch. To nie był dobry pomysł, ale Pan go poparł, niestety. Przy drzwiach przygotowano szmatkę do wycierania mnie w razie niepoogody. E tam, będę próbował ich przechytrzeć i władować sie na fotele bez wycierania. Obmyślę kilka dobrych planów, bo rodzina wybiera się do kościoła na spotkanie z jakąś bardzo dobrą Matką. Narazie! Wasz Tobi.