Hau, Internauci!
Gdyby to zależało ode mnie, chodziłbym tylko na Wilcze Doły. Jednak moja rodzina- nie wiadomo po co-wędruje też w innych kierunkach. No, jeszcze mogę się zgodzić na ten sklep, gdzie wolno wprowadzać psy, a pani Bogusia częstuje ciasteczkami. Niestety, inne sklepy nie są dla nas przyjazne, a ja nie znoszę czekać. Wydaje mi się, że trwa w nieskończoność, a gdy wreszcie mnie odpinają ze smyczy, szaleję ze szczęścia. Pani ostatnio śmiała się ze mnie i powtórzyła za jakimś poetą, że pies uczy czekania na Boga. Nie chcę uczyć! Dlatego byłem bardzo niespokojny, gdy Paulina i Jadzia zabrały mnie do biblioteki! Węszyłem tam i kichałem, bo było sporo kurzu, a żadnego jedzenia. Nudziło mi się, a one nie chciały wyjść, przeglądały książki, rozmawiały z panią. Dopiero gdy usłyszałem, że w niektórych powieściach bohaterami są psy, usiadłem. Potem chciałem nieść w zębach powieść Astrid Lindgren "My na wyspie Saltkrakan", bo na okładce jest potężny bernardyn! Teraz nie przeszkadzać, bo pilnuję czytającej Pauliny! Wasz Tobi.