Hau, hau!
Wczoraj wieczorem urządzono grilla i przyszli wszyscy sąsiedzi. Było głośno i wesoło, a przede wszystkim pięknie pachniało! Potem każdy coś mi rzucał i doszedłem do wniosku, że powinni co wieczór robić takie spotkania. Tylko po co Funia- stara kocica- do nas doszła? Ocierała się, łasiła i też ją częstowano. Sądziłem, możemy się troszkę pogonić, ale ona jest drętwa.
A rano wybiegłem do ogrodu i poczułem, że musiały tam być obce koty. Rozszczekałem się jak oszalały, ale Pan zawołał, że jedziemy do babci.
Babcia? Dziadek? Nigdy tam nie byłem! Wskoczyłem grzecznie do samochodu i nawet nie pchałem się na kolana Pauliny. Usłyszałem, że jedziemy na odpust, że będzie obiad, spacer, że mam być grzeczny. Rzuciłem się więc na powitanie, lizałem, piszczałem, prawie że ludzkim głosem mówiłem i wszyscy się mną zachwycali. Bardzo kochana ta babcia, pysznie gotuje, czekały już na mnie miseczki. Dziadek też wesoły, mieliśmy się bawić piłeczką i wtedy… zaczęło się! Nikt mi nie powiedział, że jak jest odpust, to strzelają! I to jak?! Wcisnąłem się pod najmniejszy stołek i drżałem jak osika. Straciłem apetyt i chęć do spaceru. Kochana babcia została ze mną, gdy rodzina wyszła do kościoła. Wreszcie z ulgą usłyszałem, że wracamy i że nigdy mnie na żaden odpust nie wezmą.
Po takich ciężkich przeżyciach idę spać - Tobi