Hau, hau, witam Was!
Dzisiaj słońce sympatycznie świeci, więc Paulina i Jadzia od rana bawiły się w ogrodzie. Trochę mnie przeganiały, bo im przeszkadzałem, ale to nieprawda. Rzuciły mi patyk w kierunku altany, a tam siedziała Hania. Jeszcze jej dobrze nie znam, więc usiadłem na ogonie, by się jej przyjrzeć i obwąchać. Dziewczyna wzdychała, raz patrzyła do książki, a raz w niebo. Może widziała anioła? Wspiąłem się na jej kolana, a ona przytuliła mnie i szepnęła: „Co, maluchu? Chcesz poczytać księdza Twardowskiego? Lubisz poezję? Posłuchaj: Do Boga idzie się na całego. Przez kładkę skopaną i przez korek uliczny”.
To mi się podoba! Na całego liznąłem Hanię, a ponieważ energiczny ze mnie pies, skoczyłem z jej kolan prosto na Funię. Tak bym ją chętnie pogonił! Niestety, wredna kotka wygięła się w pałąk, syknęła jak żmija i uderzyła mnie łapą w pysk!
– Oj, Tobi, nie o to chodziło. Chodź, spulchnimy ziemię na grządkach pani Marii, to się ucieszy.
Uznałem, że to dobry pomysł, ale Hania bardzo mi przeszkadzała. Potem przyszła pani Maria i dziękowała tylko Hani. Gdy one rozmawiały, do naszego ogrodu zajrzał obcy czarny kot. Ruszyłem na całego! Szczekałem, ile sił w płucach! Zbiegli się wszyscy, znowu mnie nie chwalili, a Hania mówiła bzdury, że Tobi nie rozumie mądrości księdza Jana. Akurat!
Idę spać na koc, który zostawiły lalkom Paulina i Jadzia. Przedtem jeszcze podgryzę lalkom włosy, bo śmiesznie i niepotrzebnie sterczą.
Cześć, żegna Was niezrozumiały przez ludzi Tobi