nasze media Mały Gość 12/2024

Joanna, Maria, lat 15

dodane 20.07.2007 14:53

Spotkanie z Jezusem, ciąg dalszy

Tata Sary uzgodnił z jej babcią, że dziewczynka nie wróci do domu jeszcze przez tydzień, ale Sara nie chciała wracać. Było jej dobrze u babci, która była z nią prawie cały czas. Poza tym zawsze mogła pójść do doliny, w której spotkała swego Przyjaciela i czekać na niego. Nie wiedziała, czy jeszcze Go tam zobaczy, ale samo wspomnienie było jej bardzo drogie. Sara potrzebowała wsparcia, brakowało jej mamy. W poniedziałek wieczorem dziewczynka wyszła pobawić się na dworze. Biegła przez zadbany ogród babci wprost do dolinki. Tak jak przeczuwała - On czekał.
- Dlaczego tu przyszedłeś?
- A dlaczego ty przyszłaś?
- Nie wiem, czułam że...
- Wiedziałem, że przyjdziesz. Usiądźmy tam, gdzie wczoraj.
- Przeczytałam trochę Biblii.
- Wiem.
- Jeśli wszystko wiesz, to jak mam z Tobą rozmawiać? Przecież i tak wiesz co powiem za chwilę...
- Pomimo tego chcę, żebyś opowiadała mi o wszystkim. Tak powinno być między przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi... Przez chwilę zapanowała cisza. On wyglądał na smutnego. Sara nagle zawstydziła się swojego zwątpienia.
- Przepraszam... ja... nie przejmuj się...
- Nie potrafię nie przejmować się kimś, kogo kocham. Dziewczynka przypomniała sobie przeczytany niedawno werset: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich".
- Widzę, że cierpisz, Moje dziecko. Ja cierpię z tobą.
- Jest tyle rzeczy, które chciałam powiedzieć mojej mamie. A to wszystko stało się tak nagle...
- Kiedyś ten ból minie. Pozostaną wspomnienia. Dobre wspomnienia.
- Dziękuję za wszystko... Że jesteś, że przyszedłeś tu i... pomagasz mi. Nie odpowiedział, tylko objął dziewczynkę tak, jak jeszcze niedawno robiła to jej mama. Milczenia trwało ładnych parę minut. Sarze było dobrze. Nie chciała ona utracić bliskości swojego Przyjaciela. Nic nie wskazywało na rzeczy, które dopiero miały się zdarzyć. Dziewczynka postanowiła już nigdy nie zwątpić.


Kilka lat później piętnastoletnia dziewczyna odgarnęła z czoła czarne włosy, które do niedawna miały złocisty kolor. Sara po raz kolejny włóczyła się po miasteczku zamiast iść do szkoły. Wprawdzie rok szkolny dopiero się zaczął, ale pod względem ocen dziewczyna już nie miała się czym chwalić. Ledwo
przeszła do trzeciej klasy gimnazjum, ocena ze sprawowania też nie była pozytywna. Na dodatek tata sprawiał wrażenie, jakby go to nie obchodziło. Sara wyjęła lusterko i tusz do rzęs, by poprawić ostry makijaż. Nie przypominała już małej, zagubionej dziewczynki, choć naprawdę się zagubiła. Nie mając nic ciekawego do roboty, Sara postanowiła udać się do domu, który i tak był pusty, bo ojciec pracował do późna.
Zaledwie Sara zdążyła włączyć telewizor, rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kogo tu niesie? Przecież wiedzą, że chata jest pusta! - pomyślała dziewczyna.
- Póki co, nie ma mnie w domu.
Dzwonek rozległ się ponownie i jeszcze kilka razy. Sara nie wytrzymała, postanowiła otworzyć.
Na progu stał Jezus. Jednak nie wyglądał tak, jak Sara przypominała Go sobie. Był cały we krwi, poraniony. Na głowie miał cierniową koronę. Ecce Homo. Wyciągnął rękę. Sara gwałtownie odskoczyła do tyłu. Jego wygląd ją obrzydzał.
- Odejdź! Pobrudzisz mnie od... JA NIE POTRZEBUJĘ CIEBIE!
Drzwi zostały zatrzaśnięte z hukiem. Dziewczyna wróciła przed telewizor, który włączyła na cały regulator. Chciała zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Pierwsza łza, druga, kolejne. Cały makijaż rozmazany. Sara pobiegła do drzwi. On nadal tam był.
- Wejdź proszę - powiedziała dziewczyna, siląc się na obojętny ton. Gość wszedł. Zaprosiła Go do kuchni.
- Dlaczego przyszedłeś?
- A dlaczego mnie wpuściłaś? Powiedziałaś przecież, że nie jestem ci potrzebny.
Cisza. Makijaż w stanie tragicznym. Jednak dziewczynę niewiele to obchodziło.
- Przyszedłem powiedzieć ci, że nie przestałem cię kochać. Pomimo tego, że Mnie odrzucasz. To tyle.
Wstał i sprawiał wrażenie jakby chciał wyjść. Gdy był już w przedsionku, Sara zerwała się z miejsca i pobiegła za Nim. Bała się przytulić do Niego. Dotknęła tylko Jego ręki..
- Pobrudzisz się...
- A może ja chcę się pobrudzić? - rozległo się między jednym a drugim szlochem. - To jest straszne... dlaczego?
- Taka była wola Ojca.
- W takim razie... Ojciec jest okrutny!
- Nie jest okrutny! Jest miłosierny. Dzięki temu śmierć została pokonana. Miłość Mnie zaprowadziła na Golgotę.
- Ale... po co to wszystko?
- Jeszcze tego nie wiesz? Dla ludzi. Dla ciebie. Żebyś zmieniła swoje życie.
- Wątpię, czy da się coś jeszcze zmienić.
- Zawsze można coś zmienić, wystarczy poprosić Mnie o pomoc.
- W takim razie proszę Cię.
- A ufasz Mi?
- Tak. Chyba tak...
- Chyba...
- Odsunęłam się od Ciebie...
- Ale Ja zawsze byłem z tobą.
- Nie. Zostawiłeś mnie wtedy, kiedy najbardziej Cię potrzebowałam i jeszcze zabrałeś mi mamę. Jesteś dla mnie nikim!
- Naprawdę tak uważasz?
Sara ponownie wybuchnęła płaczem. Wiedziała, że sprawiła Mu przykrość. W sumie o to jej chodziło, ale czuła się z tym okropnie.
- Przepraszam... to było głupie. Przez te kilka lat w ogóle nie myślałam o Tobie...
Zapanowało milczenie.
On był smutny, wypowiedź Sary dotknęła go.
- Nie przebaczysz mi... - Sara nie czekając na odpowiedź wybiegła z domu. Tak jak niegdyś w lesie, dziewczyna pędziła przed siebie. W końcu dotarła do domu babci i przebiegła przez ogród wprost do doliny. Wtem potknęła się o jeden z leżących kamieni i upadła. Nagle ktoś ją złapał. Poczuła ulgę oraz strach. Podniosła głowę i zobaczyła Go. Chciała przytulić się do Niego, ale bała się i wstydziła. Przypomniała jej się chwila, w której widziała Go po raz pierwsz, wtedy również była przerażona i
zagubiona. On pomógł jej wyjść z lasu. Pamiętała Jego słowa "Nie bój się!". Teraz jednak była przekonana, że straciły one swoją aktualność.
- Nie bój się! - powiedział. Nie był już zakrwawiony. Dziewczyna patrzyła nieruchomo.
- Nie bój się! - powtórzył łagodnie.
- Przepraszam - powiedziała dziewczyna o wiele spokojniejszym głosem niż w domu.
- To co powiedziałam, to... nie była prawda. Teraz jestem tego pewna... Wybacz mi.
- Wybaczam ci, dziecko.
Sara otarła ostatnie łzy i przytuliła się do Niego.
- Teraz lekcje już się kończą... Ale od jutra nie będę uciekała ze szkoły. Obiecuję, że już nigdy nie pójdę na wagary.
Jego twarz rozpromieniła się w przepięknym uśmiechu.
- Wiesz... bardzo mi na tobie zależało. I nadal zależy.
- Nie wiedziałam o tym... albo nie chciałam wiedzieć.
- Rozumiem cię. Każdemu człowiekowi zdarzają się chwile zwątpienia.
- Ale to nie były chwile, tylko lata!
- Nie zadręczaj się tym więcej. Odeszłaś, ale wróciłaś.
- I... nie potępiasz mnie?
- Nie potępiam ciebie, tylko twoje uczynki.
- A Twoje cierpienie...
- Ono nie jest tragedią miłości. Tragedią miłości jest obojętność.
- To tak jak pokochać bez wzajemności?
- Dokładnie tak. Największą męką jest to, że... tylu ludzi odwróciło się tyłem do krzyża.
- Panie... przebacz mi...
- Już ci wybaczyłem.
- Ale ja nadal czuję się winna...
- Zapomniałaś o najważniejszym.
- O czym?
- Że nie wszystko skończyło się wraz z ukrzyżowaniem. Przeciwnie... wszystko się zaczęło.
- Oczywiście, przecież trzeciego dnia...
- Tak, zmartwychwstałem. Widzisz, że żyję. JA JESTEM tu z tobą.
- Więc... śmierć jest początkiem nowego życia! Mówiłeś mi to...


cdn


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..