Był pochmurny dzień przedwiośnia. Resztki śniegu zmywał rzęsisty deszcz. Ludzie z charakterystycznym dla siebie pośpiechem pchali się do porannego autobusu. Siedziała tam już jedenastoletnia dziewczynka wątłej budowy, ściskająca tornister. Po chwili Sara ustąpiła miejsca starszemu, schorowanemu człowiekowi, który w tym momencie pomyślał: "są jeszcze dobre osoby na tym świecie". Autobus zatrzymał się na przystanku naprzeciw szkoły i tłum dzieci wysypał się, biegnąc i hałasując. Dało się słyszeć dźwięk dzwonka i rozpoczęły się lekcje. Po kilku godzinach hałaśliwa gromadka skierowała się do swoich domów.
- Dostałem tróję, ciekawe czy ktoś miał coś więcej - zabrzmiał wysoki piątoklasista.
- Ja miałam cztery! - odpowiedziała jego niska, pulchna koleżanka. - I to jeszcze naciągnięte!
- A co ty dostałaś? - rzucił ktoś w kierunku Sary.
- Piątkę. - odpowiedziała cicho dziewczynka. Często przezywano ją i mówiono, że jest kujonem. Tak było i tym razem. Sara z płaczem otworzyła drzwi swego domu, rzuciła tornister w kąt i zamarła. Tuż obok kuchni na podłodze leżała jej mama. Przerażona dziewczynka podbiegła do telefonu i wybrała numer taty. Po kilku minutach ten przyjechał, a po kolejnych kilku pojawiło się także pogotowie. - Przykro mi... - Sara jakby przez mgłę usłyszała głos lekarza.
Najbliższą noc spędziła u babci. Nie miała siły płakać i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W końcu zasnęła. Rano już cała rodzina wiedziała, że "biedaczka Sara została bez matki". Pogrzeb miał odbyć się w sobotę. Był to dzień pochmurny jak kilka poprzednich. Po uroczystości na cmentarzu rodzina i
znajomi nieboszczki Zofii udali się na stypę do pobliskiej restauracji. Sara nie czuła się tam dobrze, ktoś wciąż coś do niej mówił i czegoś od niej chciał. W końcu babcia podeszła i uściskała ją mocno.
- Przepraszam - powiedziała dziewczynka. - Muszę wyjść, słabo mi... Po czym wybiegła z budynku podążając w stronę pobliskiego lasu. Deszcz mieszał się ze łzami na bladej twarzyczce. Sara straciła poczucie czasu. Szła przed siebie, nie zważając na to, że jej czarne ubranie jest całe ubłocone. W końcu
przerażona stwierdziła, iż się zgubiła. Usiadła po drzewem gdzie było w miarę sucho i rozpłakała się jeszcze bardziej.
W końcu zauważyła, że nie jest sama. Przyglądał jej się wysoki człowiek, bardzo dziwnie ubrany.
Wyglądał jakby przybył z innej epoki. Sara wstała i postanowiła odejść. - Przecież nie wiesz, gdzie iść - usłyszała.
- Skąd pan wie?
Dziewczynka odwróciła się. Jakoś wcale nie odczuwała strachu. Człowiek wydawał się dziwnie znajomy.
- Nawet nie patrzyłaś dokąd idziesz.
- Ale skąd pan to wie?
- Obserwowałem cię.
Sara nagle odczuła przypływ strachu. Nieznajomy wyglądał przynajmniej dziwnie.
- Szedłeś za mną?! - krzyknęła rozpaczliwie. Teraz naprawdę się bała. Sara była małą i chudą jedenastolatką, a ten mężczyzna był dorosły i miał szerokie ramiona, więc wyglądał na silnego. Dziewczynka nie czekała na odpowiedź, tylko poderwała się z miejsca i zaczęła uciekać. Wszędzie były
tylko drzewa i Sara po raz pierwszy w życiu znajdowała się sama w miejscu, którego nie znała, ale teraz przynajmniej nie było tego dziwnego nieznajomego. Dziewczynka upadła bezsilnie, ponieważ przebiegła spory kawałek. Teraz chciała tylko jednego - zostać tu i leżeć aż umrze. Nie miała siły i ochoty iść dalej.
- Twoja mama nie chciałaby tego - rozległ się głos. Sarę ogarnęła złość.
- Niby skąd wiesz? - odwróciła się by zobaczyć twarz człowieka, przed którym uciekała.
- Znam ją. - odrzekł ten krótko.
- Kłamiesz! - wykrzyknęła Sara. - Moja mama nie żyje!
- Wiem o tym. - Zapanowała chwila ciszy. - Wstań i chodź. Pokażę ci drogę. Nie bój się.
Sara wstała. Posłusznie poszła za nieznajomym - uznała, że nie ma nic do stracenia. Szli w milczeniu.
- Jesteśmy - oczom Sary ukazała się restauracja. Dziewczynka usłyszała też, jak ktoś woła jej imię.
- Dziękuję i... - Sara chciała przeprosić za swoją ucieczkę, ale zauważyła, że jest sama.
- Dziecko, gdzieś ty była? Wszyscy cię szukają! Jak ty wyglądasz!? Kąpałaś się w błocie? - dał się słyszeć głos zatroskanej babci.
Przy kolacji Sara nie miała ochoty nic jeść i poszła wcześniej się położyć. Padła na łóżko, chociaż wcale nie chciało jej się spać. Od śmierci mamy nie modliła się - nie była mocno wierząca, a w ten koszmarny dzień utraciła całą wiarę.
Leżała tak i rozmyślała. Przewracała się z boku na bok, na zmianę płacząc i patrząc beznamiętnie przed siebie. Kiedy obudziła się wcześnie rano, wydawało jej się, że leżała w łóżku kilkadziesiąt godzin. Była niedziela. Sara szybko się ubrała i cicho wyszła z domu. Szła prosto przed siebie, znowu nie zważając gdzie. Nagle w jej głowie pojawiła się dziwna myśl. Dziewczynka chciała wrócić do lasu. Według niej miałoby to tę zaletę, że nie musiałaby iść do kościoła. Poza tym mogłaby przeprosić człowieka, którego wczoraj spotkała. Skręciła w boczną dróżkę i weszła do lasu. Wątpiła w to, że kogoś spotka, jednak miała nadzieję... Nie chciała zapuszczać się zbyt daleko. Tak jak się obawiała, Sara nie spotkała nikogo. Po raz pierwszy od tygodnia pogoda była bardzo ładna. Dziewczynka wróciła do babci (od śmierci mamy nie była w domu) i zmuszona została do pójścia na mszę. Po obiedzie Sara postanowiła znowu udać się na spacer. Gdy babcia jak codzień położyła się na drzemkę poobiednią Sara wyszła do ogródka, za którym znajdowała się dolina. Nie umiała tam siedzieć zbyt długo, więc poszła do pobliskiego zagajnika. Przeszła kilka kroków i w oddali zauważyła zarys czyjejś postaci. Podeszła bliżej i rozpoznała po ubraniu, że jest to ten sam człowiek, który wyprowadził ją z lasu. Dziewczynka podeszła bliżej. On odwrócił się i zdjął chustę z głowy. W tym momencie poznała Go, choć nigdy Go nie widziała. Była zdezorientowana i roztrzęsiona. Przed nią stał Jezus we własnej osobie.
Sara najpierw chciała uciekać, ale sumienie jej nie pozwoliło. Spojrzała bezradnie - nie wiedziała co powiedzieć. Słyszała bicie swojego serca.
- Nie bój się, Saro - powiedział do niej - podejdź.
Dziewczynka miała nogi jak z waty. Nie mogła się ruszyć. Nie wiedziała co myśleć. Z racjonalnego punktu widzenia cała ta sytuacja była niemożliwa. Jednak to nie był sen, ani też przywidzenie. Była to prawda. Po paru chwilach Sara zrobiła trzy kroki i zauważyła, że On wyciągnął do niej rękę. Ponownie poczuła się bezradna. ,Bała się i nie wiedziała o co chodzi. Zauważyła ranę na Jego dłoni. Uwierzyła, bo widziała. Podeszła i podała rękę. Strach jej nie opuszczał.
- Dlaczego tak się boisz?
- N-nie wiem... - po chwili ciszy wyjąkała Sara - nie wiem, co powiedzieć...
- Nie musisz nic mówić. I nie masz się czego bać... Wręcz przeciwnie...
- Ale ja nie wiem... - dziewczyna zamilkła. On nie puszczał jej ręki. - Ja... nie wierzyłam... nie chciałam, po tym jak mama... - i rozpłakała się. Chciała być teraz przy babci i się do niej przytulić. - Czy mama musiała odejść? - zapytała po chwili namysłu.
- Śmierć jest początkiem nowego życia. - odpowiedział.
- Ona była mi potrzebna!
- Rozumiem twój ból.
- To dlaczego ją zabrałeś?!
- Każdy musi nieść swój krzyż.
- Nie! Ja nie mogę żyć bez mamy!
- Nikt nie otrzymał takiego krzyża, którego nie mógłby donieść. Zadania, któremu by nie podołał...
- Nie wiem, czy potrafię...
- Pomogę ci.
- Jak i dlaczego? Przecież ja... - nie zdążyła dokończyć.
- Ja też miałem ciężko. I pod górkę.
- Wiem, ale nie rozumiem co mam robić.
- Staraj się żyć jak najlepiej.
- To znaczy jak?
- Wszystko jest zapisane w Biblii.
- To nie dla mnie...
- Ależ Biblia jest właśnie dla ciebie!
- No nie wiem. Spróbuję. Chciałabym jeszcze przeprosić za tą sytuację w lesie w sobotę.
- Strach jest ludzkim uczuciem. Sam go doświadczyłem... w Ogrodzie Oliwnym. Moi przyjaciele spali, a Ja... miałem świadomość tego, że będę cierpiał... i już cierpiałem.
- Ja nie mam przyjaciół, z którymi mogę szczerze porozmawiać. Tylko babcia mnie
rozumie.
- Nie tylko z babcią możesz rozmawiać.
- Chodzi o...
- Modlitwę.
- Do... tego dnia odmawiałam codziennie "Ojcze nasz" i... no tak. - Na Jego twarzy pojawił się uśmiech. Sara również uśmiechnęła się, pomimo tego, że łzy jeszcze nie wyschły.
- No... w szkole wszyscy dokuczali mi... Tylko mama potrafiła mnie pocieszyć. - zwierzyła się Sara.
- Ludzie głęboko skrywają całe dobro, które w nich jest. Pamiętaj, że nigdy nie jesteś sama.
- Ale czuję się osamotniona.
- Zapamiętaj... Sara już się nie bała. Usiadła pod rozłożystym dębem obok Tego Człowieka i opowiedziała Mu wszystko, co jej leżało na sercu. Pomimo tego, że On i tak o wszystkim wiedział.
- Musisz już iść. Twoja babcia zaraz się obudzi. I... zapamiętaj - powiedział i przytulił Sarę. Przypomniała jej się mama.
Podczas podwieczorku Sarze dopisywał apetyt. Jadła szybko, poprosiła o dokładkę, po czym popędziła do doliny. Babcia uznała, że świeże powietrze dobrze robi wnuczce, więc nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Dziewczynka przybiegła na miejsce rozmowy, ale nikogo tam nie było. Pod drzewem leżała jedynie książka. Sara podeszła bliżej i wzięła ją w ręce. Przeczytała stronę tytułową. Była to Biblia. Zawiał lekki wiatr i otwarła się Ewangelia według świętego Łukasza.
- "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy Królestwo Boże" - przeczytała Sara. Biegiem wróciła do domu, zamknęła się w pokoju i zaczęła przeglądać swój nowy Skarb. Po chwili zauważyła, że nie ma daty wydania ani wydawnictwa, za to jest krótka dedykacja: "SARZE - OD PRZYJACIELA". Wpatrywała się w ten napis i myślała o minionej rozmowie w dolinie. Zastanawiała się czy tu nie był sen, złudzenie. Pomyślała z przykrością, że prawie wcale nie zna Tego, który z nią rozmawiał. Zaczęła więc czytać.
ciąg dalszy nastąpi
Tata Sary uzgodnił z jej babcią, że dziewczynka nie wróci do domu jeszcze przez tydzień, zresztą Sara nie chciała wracać. Było jej dobrze u babci, która przebywała z nią prawie cały czas. Poza tym zawsze mogła pójść do doliny, w której spotkała swego Przyjaciela i czekać na niego. Nie wiedziała, czy jeszcze Go tam zobaczy, ale samo wspomnienie było jej bardzo drogie. Sara potrzebowała wsparcia,
brakowało jej mamy.
W poniedziałek wieczorem dziewczynka wyszła pobawić się na dworze. Biegła przez zadbany ogród babci wprost do dolinki. Tak jak przeczuwała - On czekał.
- Dlaczego tu przyszedłeś?
- A dlaczego ty przyszłaś?
- Nie wiem, czułam że...
- Wiedziałem, że przyjdziesz. Usiądźmy tam, gdzie wczoraj.
- Przeczytałam trochę Biblii.
- Wiem.
- Jeśli wszystko wiesz, to jak mam z Tobą rozmawiać? Przecież i tak wiesz co powiem za chwilę...
- Pomimo tego chcę, żebyś opowiadała mi o wszystkim. Tak powinno być między przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi...
Przez chwilę zapanowała cisza. On wyglądał na smutnego. Sara nagle zawstydziła się swojego zwątpienia.
- Przepraszam... ja... nie przejmuj się...
- Nie potrafię nie przejmować się kimś, kogo kocham.
Dziewczynka przypomniała sobie przeczytany niedawno werset: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich".
- Widzę, że cierpisz, Moje dziecko. Ja cierpię z tobą.
- Jest tyle rzeczy, które chciałam powiedzieć mojej mamie. A to wszystko stało się tak nagle...
- Kiedyś ten ból minie. Pozostaną wspomnienia. Dobre wspomnienia.
- Dziękuję za wszystko... Że jesteś, że przyszedłeś tu i... pomagasz mi.
Nie odpowiedział, tylko objął dziewczynkę tak, jak jeszcze niedawno robiła to jej mama. Milczenia trwało parę minut. Sarze było dobrze. Nie chciała utracić bliskości swojego Przyjaciela. Nic nie wskazywało na rzeczy, które dopiero miały się zdarzyć. Dziewczynka postanowiła już nigdy nie zwątpić.
Kilka lat później piętnastoletnia dziewczyna odgarnęła z czoła czarne włosy, które do niedawna miały złocisty kolor. Sara po raz kolejny włóczyła się po miasteczku zamiast iść do szkoły. Wprawdzie rok szkolny dopiero się zaczął, ale pod względem ocen dziewczyna już nie miała się czym chwalić. Ledwo
przeszła do trzeciej klasy gimnazjum, ocena ze sprawowania też nie była pozytywna. Na dodatek tata sprawiał wrażenie, jakby go to nie obchodziło. Sara wyjęła lusterko i tusz do rzęs by poprawić ostry makijaż. Nie przypominała już małej, zagubionej dziewczynki, choć naprawdę teraz dopiero się zagubiła. Nie mając nic ciekawego do roboty, Sara postanowiła udać się do domu, który i
tak był pusty, bo ojciec pracował do późna.....c.d.n.