Jęki płaczących kobiet rozsadzały liche ściany oświęcimskiego bloku nr 17. Płakały z głodu i trwogi o los swoich dzieci. Położna-więźniarka Stanisława Leszczyńska została wezwana przez znanego z okrucieństwa lekarza obozowego, doktora Mengele. Otrzymała bezwzględny rozkaz uśmiercania wszystkich dzieci, natychmiast po ich urodzeniu. Nie, nigdy! Nie wolno zabijać dzieci -padła cicha stanowcza odpowiedź. -Rozkaz, to rozkaz! -krzyczał jak opętany Mengele. Pani Stanisława, zwana mamą, wróciła na swój blok, by nadal pomagać rodzącym. Noworodki owijała zdobytym kawałkiem płótna lub papierem i kłada matkom pod brudny, zawszony koc. Przedtem każde z nich po kryjomu chrzciła. Walczyła o każdą godzinę ich życia. Ani jedno dziecko żydowskie nie zostało zgodnie z rozkazem wyrzucone do kubła. Dzieci na ogół umierały wycieńczone głodem w miłujących ramionach matek. Stanisława Leszczyńska przyjęła w Oświęcimiu około 3000 dzieci, garstkę udało się uratować. Do dziś nie wiadomo, dlaczego za ten jawny sprzeciw doktor Mengele nie skazał jej na śmierć. Przez dwa lata żyjąc w nieustannym zagrożeniu koiła rozpacz matek. Dzieci przeznaczone do wychowania w niemieckich sierocińcach czy rodzinach tatuowała. Dawała w ten sposób matkom nadzieję na ich odnalezienie, a tym samym chęć do życia. Nie rozstawała się z różańcem. Organizowała chleb, lekarstwa, ubrania. Każdego dnia, wielokrotnie narażając życie, była aniołem pocieszenia, który zstąpił do piekła, jakim był Oświęcim. Zmarła długo po wojnie, w 1974 roku.