Nie! Ja zaraz zemdleję! -wołała stara siostra karmelitanka w klasztorze w Lisieux, kiedy tylko poczuła zapach kwiatów. Była histeryczką i w ogóle miała trudny charakter. Trudno z nią było wytrzymać. Twierdziła, że kwiaty jej szkodzą i na sam ich widok często udawała, że traci przytomność. Dlatego nie znosiła kwiatów w kaplicy. Z tego też powodu Teresa od Dzieciątka Jezus, kiedy któregoś dnia zajmowała się kaplicą, zamiast prawdziwych róż włożyła do wazonu sztuczne. W tym momencie próg przestąpiła zrzędliwa zakonnica. Nie wiedząc, co to za kwiaty, na ich widok oparła się o drzwi i zrobiła minę, jakby zamierzała umrzeć. Kiedy Teresa zobaczyła, na co się zanosi, wyciągnęła szybko jedną różę i pokazując ją, zawołała: -Niech siostra spojrzy, jakie teraz robią te sztuczne kwiaty. Zupełnie jak prawdziwe! Teresa Martin, czyli Teresa od Dzieciątka Jezus, urodziła się we Francji w 1873 roku. Miała 15 lat, gdy wstąpiła do klasztoru sióstr karmelitanek. Umarła bardzo wczećnie, w wieku 24 lat. W jej życiu nie zauważono niczego szczególnego. Prawdziwe cuda zaczęły się po jej ćmierci. Zresztą sama obiecała, że gdy umrze, ześle z nieba deszcz róż. Nie słuchała, gdy mówiono, że szczęście w niebie to odpoczynek w Bogu. Chciała być małą złodziejką, która kradnie Bogu, co najlepsze i posyła ludziom na ziemię. W Argentynie, 90 lat po śmierci Teresy od Dzieciątka Jezus, pewien człowiek musiał przejść wcześniej na emeryturę. Brakowało mu jednego dokumentu. Wydawało się, że nie ma wyjścia. Pan Lopez -bo tak nazywał się przyszły emeryt -postanowił poprosić o pomoc Teresę. Wkrótce wezwano go do banku i powitano słowami: -Ta pana zakonnica jest wspaniała! -To pomyłka! Nie znam żadnej zakonnicy! -pan Lopez nie rozumiał. -Jak to?! Przed chwilą była przy okienku. Powiedziała, że zaświadczenie, którego pan potrzebuje, znajduje się w archiwum na przedostatniej stronie 23. tomu. Pan Lopez zaczął pojmowaĆ. -Czy to ona? -wyciągnał z kieszeni obrazek Teresy. -Dokładnie ta sama! Właśnie ona przyszła w pana sprawie.