Do baraku wszedł lekarz razem z pielęgniarzem, który podszedł do chorego i podał zastrzyk. -In Ewigkeit -powiedział przy tym. -Będzie ci szybciej do wiecznoćci -zrozumieli więźniowie. Biskup Michał Kozal skonał. Więźniowie chcieli pochować go na miejskim cmentarzu w Dachau. Komendant nie zrobił wyjątku. Nie zgodził się. Kazał, jak innych więźniów, spalić ciało biskupa w krematorium obozowym. Ludzie w obozie przyzwyczaili się już do śmierci. Gdy skazywano kolejnych więźniów, pytano tylko, ilu było ich tym razem. Po śmierci biskupa, wszyscy mówili o tym między sobą. Nawet niewierzący czuli, że był to ktoś niezwykły. Ci, którzy go poznali w obozie, wiedzieli, że sam bardzo cierpiał, a umiał spokojnie pocieszać innych. W tajemnicy zdobywał Komunię świętą i rozdawał ją w najtrudniejszych chwilach. Więźniowie pamiętali, jak pomagał chorym, jak nieprzytomnych księży przenosił do szpitala obozowego, jak pobity, ledwie trzymając się na obolałych nogach dźwigał ciężkie kotły. Nigdy się nie skarżył. Niemiecki kapo, po śmierci biskupa Michała Kozala, zarządził minutę ciszy i pozwolił księżom pomodlić się razem za zmarłego. Belgowie, Czesi, Holendrzy, Francuzi, a nawet Niemcy przychodzili do bloku 30., by współczuć Polakom. Po wyzwoleniu opowiadano o nim nie tylko w całej Europie. Gdy umierał Jezus, zebrani poznali, że nie mieli racji. On nie był złoczyńcą ani oszustem podającym się za króla. Setnik rzymski miał odwagę powiedzieć głoćno, że umarł człowiek sprawiedliwy.