Jacek miał chyba wygodne buty, bo bardzo dużo chodził. Z Krakowa, gdzie przebywał na stałe w klasztorze dominikańskim, dotarł aż do Kijowa, a nawet pod Moskwę. W czasach, kiedy żył, a było to niecałe osiemset lat temu, nie było przecież równych dróg i wygodnych samochodów. Jacek nie był sportowcem uprawiającym chody na długich dystansach. Chodził dla Pana Jezusa. Wszędzie, dokąd doszedł, zakładał nowe klasztory. Z niektórych po kilku latach musiał uciekać. Tak było w Kijowie, skąd wypędzili go Tatarzy. Legenda głosi, że Jacek, uciekając z miasta, zabrał ze sobą Najświętszy Sakrament, żeby uchronić go przed zniewagą. Wtedy usłyszał głos dobiegający z figury: Jacku, zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę. Jacek próbował się bronić. Dał Maryi do zrozumienia, że nie udźwignie kamiennej figury. Matka Boża obiecała mu, że nie będzie ciężka. Tak się też stało i w ten sposób Jacek uratował i Najświętszy Sakrament, i figurę Maryi. Z tego powodu Jacek na wielu obrazach przedstawiany jest z monstrancją w jednej ręce i figurą Matki Bożej w drugiej. W kościele dominikanów w Krakowie do dzisiaj można zobaczyć figurę, nazywaną Matką Bożą Jakową.